16 marca 2010

Czarne Perła i wielkie zmiany – wyznania opiekunki :)

Arizona trafiła do mnie blisko dwa lata temu… ależ ten czas leci! Była ostatnim już Greengroviątkiem z miotu A dostępnym do nabycia, czarnym jak węgielek i – jako, że miała wtedy 5 miesięcy – długaśnym i powyciąganym na wszystkie strony, jak sznurówka. Na zdjęciach nie wyglądała najpiękniej – później na własnej skórze przekonałam się, jak trudno zrobić zdjęcie czarnemu solidowi, a już z niemożliwością graniczy ukazanie jego rzeczywistego uroku na fotografii. Mimo to, jak zwykle, podjęłam decyzję z prędkością błyskawicy i już za chwilę rozmawiałam ze zdziwioną Gabrysią. Zdziwioną, bo wiedziała przecież, że szukam kocurka… i to rudego! Jednak parę dni później Arunia odbyła długaśną podróż przez pół kraju i trafiła do mojego domu.

Moi domownicy, kocur MCO Aster i koteczka DOM Ciri, przyjęły skromnego czarnego stworka bardzo dobrze, w czym niemała zasługa samej Aruni – tak przyjacielskiego, delikatnego i wyważonego, a jednocześnie odważnego koteczka nie można było przyjąć inaczej. Już na drugi dzień Arunia była integralną częścią mojego stadka, jakby mieszkała u nas od zawsze. To koty… a ludzie? No cóż, ludzie nieodwołalnie dostali się we władanie aksamitnej, elegancko czarnej łapki – nawet Duży, który kolejnemu kotu w domu mówił stanowcze nie. Po prostu, tak uroczej, słodkiej, rozkosznej, delikatnej i wrażliwej panienki nie dało się nie pokochać! A do tego nieziemsko pięknej! Bo Arunia to niesamowite połączenie cudownego charakteru i nieopisanej urody, sprawiające, że wydaje się istotą nie z tego świata – aniołkiem w kocim futerku. Zawsze wyznawałam zasadę, że w przyrodzie nie ma ideałów – do ideałów się jedynie dąży. Jednak muszę przyznać, że Arizona jest wyjątkiem od tej zasady, wyjątkiem potwierdzającym regułę. To kot idealny: piękny, o cudownym charakterze, a do tego wszystkiego dobrze wychowany i „łatwy w obsłudze” – jej futerko samo w sobie jest idealne, mimo niesamowitego ofutrzenia i bardzo długiej obecnie zimowej sukieneczki, nigdy nie zrobił się jej żaden kołtun, nigdy nie zatłuścił się ogonek, więc czesanie jej to czysta formalność i przyjemność dla obu stron.

A niedawno przydała mi się inna ciekawa cecha kotów wychodzących spod skrzydeł Gabrysi i jej rodziny – efekty wychowania w towarzystwie dzieci. Po urodzeniu synka obawiałam się, jak zostanie przyjęty przez koty. Obawy okazały się zupełnie niesłuszne! Bastuś ma już 7 tygodni i wiele czasu spędza w dużej bliskości kotów, szczególnie Aruni, która bardzo lubi być blisko niego – śmiejemy się w domu, że mamy futrzaną opiekunkę do dziecka J Ari często kładzie się przy Bastusiu, najlepiej z łapką dotykającą jego nóżek czy brzuszka. Sprawdza się też, gdy w odwiedziny przychodzą do nas goście z małymi dziećmi – podczas gdy inne koty znikają, Arunia pełni honory gospodyni i z heroizmem znosi niezgrabne pieszczoty dzieciaków – ba, wydaje się nawet je lubić! Jestem więc zupełnie spokojna o dalsze stosunki kocio – dziecięce w naszej rodzinie.
Niedługo też czeka nas kolejna wielka zmiana. Po świętach przeprowadzamy się do nowego domu! Będziemy mieli więcej przestrzeni, możliwość wychodzenia do ogrodu i… psa. Coś czuję, że będzie się działo…

1 komentarz:

  1. oj działo się będzie na pewno :D
    Arizona jest przepiękna

    OdpowiedzUsuń