30 września 2011

Rude poznaje zielone

Małe rude poznało dziś zielone :):):)
Wypada na początek przedstawić głównego bohatera sesji fotograficznej;)
Zielone to zielistka - roślinka bardzo chętnie podgryzana przez koty, u nas służy specjalnie tego celu. Po jej zjedzeniu jedzie na rekonwalescencję, a gdy odrasta - powraca, by dać się ponownie zjeść :):):) Ta na zdjęciu chyba nie jest apetyczna, bo stoi już długo a o tym, że jej u nas całkiem nieźle świadczy chyba to, że zakwitła :):):)
Rude poznające zielone też dość interesujące jest :):):) W tych rolach wystąpiły "K"otki :):):)
Zielistka została z miejsca pokochana przez Kungura! Uznał, że tak fajnej zabawy i zabawki jeszcze nie miał! Szalał! Zagryzał, polował, łapał, przytrzymywał! No szaleństwo :):):)
 Nie wiele mniej entuzjastycznie zachowywała się Kasai, choć przez chwilę miała wyraźny dylemat! Nie wiedziała, czy wybrać zabawę czy siedzenie na moich kolanach :):):) Bo siedzienie na kolanach to to, co Kasai kocha najbardziej :) Gdy w końcu pomknęła w kierunku zielonego, pokazała, że jest prawdziwą damą! Z wielkim zainteresowaniem i lubością na pysiu wąchała zielistkowe kwiaty, oczywiście w przerwach w polowaniu na podrygujące pod najlżejszym dotykiem liście :):):)
 Wkrótce dołączyła do niej Kile. Kile przez chwilę nie mogła się zdecydować, czy to zielone coś, to się jej podoba czy nie. Raz trąciła łapką, raz odeszła ... w końcu stwierdziła, że zabawa z zielonym w zasadzie to jest przednia! Wąchanie kwiatków też przyjemne. No i zaczęło się szaleństwo!
 Nie wiedziała czego bardziej chce, wąchać czy się bawić - w efekcie wszędzie było jej pełno :):):)
Bliższym poznaniem z zielonym zupełnie nie był zainteresowany Kibo. Obejrzał, powąchał i sobie poszedł. Nie szkodzi, że po drodze musiał zeskoczyć z dość wysokiej porodówki. W końcu jest kotem, prawda? No ale po porodówkach i w zielonym to on fikał nie będzie. Gdy inni uprawiali wygibasy przy zielonych listkach, on w kąciku ćwiczył typowo mainecoonie pozy :):):) Taki z niego grzeczny koteczek !!
Wyglądał, jakby mówił: "Łapka do przodu, pysio cofnięte ... ależ ze mnie przystojny Pan Kot wyrośnie" :):):) Patrząc na niego my też nie mamy co do tego żadnych wątpliwości :):):)

A na koniec zdjęcie dnia - Kungur w euforii zielonolistkowej ;) ;) ;) Widać jaki z niego łobuziak!
W galerii kociaków obejrzeć można więcej zdjęć z sesji z zielistką. O tu - http://greengrove.pl/galeria/Miot%20K/index.html
A swoją drogą, to byłoby na tyle, jeśli chodzi o odrudzanie ;)

29 września 2011

Odrudzam :)

Za cel postawiłam sobie dziś odrudzenie wątku. Nie jest to proste, bo rude maleńtasy dosłownie narzucają się i najchętniej nie mówiłabym o niczym innym tylko o nich. O ich słodkich puszystych brzusiach, mięciutkim futerku, śmiesznych wyczynach, minkach ... ech ...
No ale dziś odrudzamy !!!!!

W ramach odrudzania postanowiłam przypomnieć Wam naszą Galaxy Star - dymną szylkretkę. Poprzednio na blogu pojawiła się, gdy miała pięć tygodni. Wyrosła na dużą, mocno zbudowaną kotkę o ładnej głowie, proporcjonalnej budowie ciała i charakterze cudownego miziaka. Nie zawiodła mnie :)
 Galaxy w październiku skończy 10 miesięcy a to oznacza, że wkrótce pojawi się na wystawach. Dzień jej debiutu w klasie otwartej jeszcze nie został wyznaczony, ale zapewne długo nie będzie nań czekać :) Mam nadzieję, że Galaxy nadal będzie rosła tak ładnie jak do tej pory :)
 W ślad za Galaxy postanowiłam pokazać resztę naszej ciapatej młodzieży :)
Szylkretowa Ivy Delite jeszcze na blogu się nie przedstawiała :) To jedyna kotka z miotu "I" (po SC Amazing Beauty GreenGrove*PL i Bandito vom Newanhof), która być może zostanie kiedyś kotką hodowlaną. Póki co słodki z niej małolat!
Jest długaśną kotką o ogonie, który sięga jej do uszu :) Wygląda jak długaśna sznurówka z pióropuszem :):):)
Ivy jest niesamowicie przylepną kotką. Najchętniej nie schodziłaby z naszych głów, rąk, szyj i kolan. Zawsze do kogoś się przytula i obłapia go przednimi łapciami za szyję, żeby sobie nie myślał, że może ją ot tak sobie zostawić!
 Ale Ivy to nie tylko chodząca miłość, ale też wulkan energii! Zobaczyć śpiącą Ivy? To prawie niemożliwe ;) Jak nie wisi uczepiona na którymś z nas, poluje, zagryza, ściga i boksuje się z zabawkami, innymi kotami, muchami i wszystkim co tylko zdoła poruszyć :):):) Jest wszędobylska!
 Najmłodszą szylkrecią w naszym stadku, dymną szylkrecią, jest Jasmin Beauty.
Jej uroda jest niekwestionowalna. Ale nie można jej zobaczyć ot tak, od razu. Jej uroda to w 20% wygląd, 60% charakter i 20% pomysłowość :):):) Wystarczy spojrzeć w jej roziskrzone oczy, zauważyć zawadiackie machnięcie ogonem i człowiek przepada z kretesem!
Inteligencję niewątpliwie odziedziczyła po matce (SC Bonne Chance LynxCoon*PL) a urok osobisty i umiejętność przyklejania sie do serducha po obojgu rodzicach (ojciec to Eye of a Tiger GreenGrove*PL), tyle, że pomnożyła je przez 1000 !!!!! To co wyprawia nie mieści się w głowie! Jest jedynym naszym kotem, który bez większego trudu potrafi wyjść na dach (po zdemontowaniu zabezpieczającej je moskitiery oczywiście), zawisnąć na lampie i zajrzeć w celu sprawdzenia co to, do gotującego się garnka. Strofowanie zupełnie jej nie zraża, wie, że owinęła nas sobie wokół małego pazurka :):):) Co najwyżej oznacza konieczność omyślenia nowej drogi dotarcia do celu.
Jej przygody z powodzeniem wystarczyłyby na osobnego bloga :):):)

28 września 2011

Tajemnica wyjaśniona!

Chodziłam tak sobie od wczoraj i rozmyślałam nad przyczyną, dla której Kungur Tagh nie pała miłością do mięska. Jest nieco mniejszy od brata (niewiele, ale jednak), więc ten mały entuzjazm mnie nieco martwił. Dumałam, jak zachęcić go do przejścia na dietę bezmleczną, dumałam ... a tu takie zaskoczenie!

Już się nie matwię :) :) :)

Zagadka została wyjaśniona!

Kungur Tagh jest miłośnikiem suchej karmy !!!! Właśnie teraz radośnie trzęsąc uszkami zajada karmę RC Baby Cat :):):) Został przeze mnie przyłapany podczas tej czynności. Ukrywał się mały łobuz, a sądząc po szybkości znikania kulek, nie był to jego "pierwszy raz" :) Karma stała sobie w kojcu malców od początku, ale myslałam, że zjada ją jedynie Joy, żaden mały amator tego jedzonka się wcześniej nie ujawnił :)

A człowiek niemądry się zamartwia! Kotek da sobie przecież radę! Czego jak czego, ale suchej karmy przecież nigdy nie brakuje ;)

Kungur to prawdziwy zuszek - łakomczuszek :):):) I smakosz do tego, ech :):):)

27 września 2011

"K"otki - poznajemy nowe smaki

"K"otki w niedzielę skończyły 5 tygodni. Są już całkiem spore, przyszedł zatem czas na to, by zaczęły zajadać coś innego niż mamine mleczko, no i, żeby dały mamie nieco odpocząć :)
Pierwsze spotkanie z mięskiem pełne było niedowierzania i nieufności, ale już po chwili, Kibo Uhuru i Kile Tejrun stroili do siebie groźne miny nad miską :):):)
 Było dużo fukania, groźnego machania "stlaśnie ogromnymi łapciami", prężenia się i w ogóle przeganiania rodzeństwa od miski :) Nie można sie nie uśmiechnąć widząc jak maleństwa przeistaczają się w tygrysy :):):) Wystarczy, że poczują mięsko ;)
 Po dłuższych namowach, do jedzenia przystąpiła również Kasai Uele. Jak przystało na damę - jadła bardzo grzecznie przepuszczając parę pierwszych zawadiaków i ustępując im, ale stanowczo nie dając się odpędzić od miski aż do czasu, gdy jej brzuszek ślicznie się zaokrąglił :)
Jedynie Kungur Tagh uznał, że to coś nie nadaje się do jedzenia i połknął tylko tyle, ile dostał na języczek.
Ech ... pierwsze koty za płoty ;)
Dziś przy stołówce panuje już porządek. Kibo i Kile zrozumieli, że jedzonka im nie zabraknie i zajadają grzecznie stojąc ramię w ramię, Kasai pałaszuje aż się uszy trzęsą, a Kungur, z pewną nieśmiałością podchodzi do miseczki i po niewielkiej zachęcie z mojej strony zajada mięsko :)
Tym sposobem, maleńtaski zrobiły kolejny krok na drodze ku dorosłości :):):) Milowy można powiedzieć - uniezależniły się od mamy :) Nie dziwi chyba jednak fakt, że i tak Joyowe przytulanki, karmienie i mycie są tym, co małe kotki lubią najbardziej :):):)

21 września 2011

Nauki ciąg dalszy - "K"otki

"K"otki bardzo szybko uczą się życia! Dopiero co po raz pierwszy wychodziły z porodówki a teraz to już całkiem poważne, zorganizowane i mądre kotki :) Mama nie próżnuje, daje lekcje a i my jej pomagamy. Współpraca świetnie się układa i efekty zaraz widać.
Umieją już sprawnie biegać i zagryzać rodzeństwo, albo ogon mamy. Zabawy mają przy tym co nie miara! Bo to polowanie na żywą zdobycz i o łatwiźnie nie może być mowy. Tym bardziej, że zwierzyna zmienia się co rusz w myśliwego ! A biedny mysliwy zwiewa wówczas ile sił w łapkach!
 Maluchy bardzo ładnie korzystają z drapaczka zainstalowanego na boku porodówki. (Dokładny opis - http://jagistyl.blogspot.com/2011/08/porodowka-dla-greengrove.html - swoją drogą - genialny pomysł na porodówkę. Nie mamy do niego żadnych zastrzeżeń). Co chwilkę inny malec ostrzy tam swoje pazurki przygotowując się do biegu. Były już też próby wspinaczkowe! Na szczęście dla nas - póki co próby te nie są skuteczne i fąfle trzymają się ziemi :)
Kiciaki opanowały również sztukę zabawy z myszka lub inną zabawką oraz bieganie za wstążkami na patyku. To ostatnie ukochała Kasai! No ale dla niej każda zmiana jest dobra i jest powodem do nowej frajdy :)
 Ale to jeszcze nie wszystko. Wszystkie maluszki bardzo dzielnie korzystają z kuwetki! Jestem z nich dumna, bo w tym wieku niektóre kociaki jeszcze nie wiedzą, co to za "coś" a tu proszę! Widać, że mama dała im skuteczną lekcję :)
Obserwuję coraz częściej, że maluchy dobrały się w pary. Kile Terjun i Kungur Tagh są ciągle razem. Razem idą do mamy popić mleczka i razem ruszają w kierunku podusi do spania. Wspólne zagryzanie myszki zabawa piłeczką tez im coraz lepiej wychodzą. Kasai Uele i Kibo Uhuru to para druga. Ta dwójka znacznie bardziej ceni sobie obecność mamy :) Powyżej kilka zdjęć zrobionych podczas ich wzajemnego dopieszczania się :) Kibo śpi z takim spokojem i błogością na pysiu, że musiałam Wam to pokazać :)

20 września 2011

"K"otki mają 4 tygodnie

Z okazji tego jubileuszu zrobiliśmy im kilka zdjęć :) W końcu to już poważne kotki i nie wypada, by ich słodkich osóbek nie ujawniać na stronie :)
Sesja jak zawsze w takich sytuacjach odbywała się w atmosferze zainteresowania i zdumienia kotków, bo to nie wiadomo, czego ci duzi chcą! No ale czas, by nauczyć się pozować i "k"otki też musiały w końcu spróbować tej sztuki :)

Na pierwszy ogień poszła jak zawsze Kasai Uele. Pokazała boczek prawy, potem lewy, a na koniec zrobiła minkę, która najlepiej pokazuje, co to za kotek ;)
 Sesja ani troszkę jej nie speszyła. Przeciwnie - było widać, że chętnie popozowałaby jeszcze trochę :) Jako jedyna biegała za zabawkami i polowała na nie, co nam bardzo ułatwiło zadanie :):):)
 No, ale musiała ustąpić miejsca rodzeństwu, które z mniejszym lub większym entuzjazmem również chciało się pokazać :) A tu już nasz ukochany chochlik :):):) :
Druga na planie zaprezentewoła się Kile Terjun. To jej pierwsze zdjęcia od dłuższego czasu. Jakoś nie pokochała się z aparatem póki co ... Strojenie minek i przybieranie fajowych póz jej średnio odpowiada. Znacznie fajniejszym okazało się być zwiedzanie planu. 

Wydaje mi sie, że mimo to udało się pokazać, że to wielka, puchata, długa kota :):):) Bo taka właśnie jest Kile :):):)

No a potem przyszedł czas na chłopców. Najpierw zaprezentował sie Kibo Uhuru, który ze sporą dozą ostrożności rozglądał się po planie. Był tak niepewny siebie, że aż mama Joy przybiegła mu na pomoc :) Co ciekawe, nie płakał, nie pomiaukiwał. A ona i tak zauważyła, że jej synek czuje się niepewnie. Jej pojawienie się poprawiło nastrój Kibo i nawet zechciał się pokazać :):):)
 Tu jeszcze bardzo niepewna minka:
 A tu już w towarzystwie mamy. Od razu raźniej :):):)
Kibo zapowiada się na dużego kocurka i ta jego nieśmiałość jest rozbrajająca :):):)

Po nim na plan wniesiony został Kungur Tagh. Jeśli Kile nie lubi pozować, to on po prostu tego nie znosi. No ale mamy nadzieję, że wkrótce pokocha modeling :) Nie on pierwszy nie zapałał do niego entuzjazmem od pierwszego spotkania :)
 Zresztą trudno się dziwić - Kungur to facet. Bez cienia wątpliwości. Pełen energii i ciekawości. On po prostu nie ma czasu na tak poważne zajęcia jak pozowanie. W tym czasie, ma przecież tak wiele do zrobienia! Tu powąchać, tam obejrzeć ... Wszędobylski malec :)
 No właśnie ... Oto Kungur: do biegu, gotowi ....
START!!!!

18 września 2011

Banana Shake

Banana Shake to urocza koteczka, która przyjechała do nas z zaprzyjaźnionej hodowli Jastrzębiec*PL. Jest kremową solidką o długaśnych, gęstych pędzlach na uszkach, długim gęstym futrze i cudownym, niekonfliktowym charakterze :) Doskonale odnajduje się w towarzystwie naszych kotek :)
Banana jest siostrą Quebracho, choć nieco od niego młodszą. Ma w swoim wyrazie coś, co zachwycało mnie u jej starszego brata i między innymi dlatego bardzo się cieszę, że stała się częścią naszej hodowli.
Podobnie jak brat, Banana szybko się u nas zaaklimatyzowała, bez lęku weszła w nowe kocie towarzystwo i chyba to nas w niej najbardziej urzeka :) Jest ciekawska, wszędobylska i rozmruczana. Czego więcej chcieć od kota ? ;)
Krysiu - dziękuję bardzo za Bananę :):):):) Cieszę się, że trafiła właśnie do mnie :):):)

17 września 2011

"K"otki - koniec niemowlęctwa

Taaaak ... zbliża się nieuchronnie koniec niemowlęctwa naszych "K"otków :) W niedzielę malce skończą 4 tygodnie, a to już bardzo poważny wiek.
Dziś po raz pierwszy opuściły porodówkę, swój pierwszy dom. A w zasadzie to może nie do końca opuściły :):):)
Ustawiliśmy maluchom kojec - by zapewnić im bezpieczeństwo na czas nauki życia na większej przestrzeni. Wkrótce rozpoczną naukę kuwetowania, samodzielnego jedzenia, picia, naukę życia w kocio-ludzkiej społeczności. Wiele jeszcze przed nimi.

Dziś wykonały pierwszy krok na drodze ku dorosłości. Opadły zapory i "K"ociaki mogły spróbować swoich sił poza budką porodową. 
Z możliwosci tej radośnie skorzystała Kile Terjun (cóż się dziwić, nosi imię górskiego wodospadu - siła i moc spadającej wody przez nią przemawia) a w jej ślady podążyła Kasai Uele. Obie dziewczynki dokładnie obwąchały okolice swojego pierwszego domu i porozglądały się, po czym zmęczone wróciły do porodówki się przespać. 
Kungur Tagh wystawił z budki jedno ucho i jedno oko, porozglądał się, porozglądał i zawrócił, by spokojnie skorzystać z możliwości drzemki.
Ku naszemu zdziwieniu okazało się, że Kibo Uhuru z odmiany nie jest wcale zadowolony! Usiadł wewnątrz budki i z jej wnętrza nieufnie spoglądał na szeroki świat :) A w stadku wiedzie prym!

Wniosek z tego, że dziewczynki są znacznie bardziej przebojowe niż ich bracia! Albo, że braciom bardziej chciało się spać ;)

Ich mama - Daylight Joy - też nie jest jeszcze pewna, czy z tej zmiany jest zadowolona. Nieco zagubionym wzrokiem patrzyła na oddalające się córeczki i nawoływała je. Po chwili się jednak odprężyła i zaczęła swe maluchy nawoływać chodząc po kojcu i zachęcając do zwiedzania :) Bardzo dzielna z niej mama :)

15 września 2011

Kibo Uhuru czyli jak być samozadowolonym :)

Kibo Uhuru urodził się jako pierwszy i jakoś tak lubi przodować. Bo przecież, ten kto na czele ma najlepiej, prawda?
Wychodząc z tego założenia, Kibo postanowił róść jak na Maine Coona przystało, bawić się jak na Maine Coona przystało, robić odpowiednie do tego miny i bawić się wyłącznie tak jak na Maine Coona przystało :)
Tu np. mamy małego gremlina, ale to była pomyłka, już po chwili zachowywał się odpowiednio :):):) Jak na Maine Coona przystało ;)
Takie założenia przynoszą mu same godne pozazdroszczenia rezultaty :)
Troszkę kociąt już odchowaliśmy, ale Kibo ma wagę drugiego największego kociaka u nas w tym wieku (wcześniej pobił go jedynie Ivan Grizzly).
Kibo lubi sobie pojeść, a że nikt mu nie podskoczy, to wybiera zawsze najlepszy mlekopój. Tym sposobem, kotek głodny jest tylko wtedy, gdy jego mama nie dość szybko wróci na kolejne karmienie :)
Kibo lubi mieć ciepełko, dlatego, gdy już jego rodzeństwo się ułoży do snu, wchodzi na szczyt kopczyka, tratując brata i siostry, i tam, na miękkiej, ciepłej, puchatej poduszce - zasypia :)
Ludzkie ręce są dla Kibo bardzo interesujące ... ale jeszcze nie jest pewien, czy je lubi ;) Będziemy go przekonywać, że tak, oj będziemy :):) :)

14 września 2011

Dwaj panowie "J" - czyli nasze Jotki :)

Za kilka dni Jay the Hero i Jupiter Costi skończą pierwsze pół roku życia.
Jesteśmy bardzo zadowoleni z ich dotychczasowego wzrostu i rozwoju :) Zapowiadają się na mocno zbudowanych, przystojnych kawalerów :)
Nadal są ze sobą nieporównywalni :) A to właśnie ten element sprawił, że obaj zostali z nami - za nic nie mogliśmy się zdecydować, który z nich ma być kocurem hodowlanym, a który nie :) "Rozsądnie" zdecydowaliśmy zatem, że zostaną z nami obaj :):):) Minęło kilka miesięcy, a my mamy jeszcze mniejszą ochotę na to, by któryś z nich nas opuścił :)



Jay i Jupiter są synami naszej cudownej SC Bonne Chance LynxCoon*PL i Eye of a Tiger GreenGrove*PL. Urok osobisty odziedziczyli po obojgu rodzicach - rozstania z żadnym z nich sobie nawet nie wyobrażamy :) Nie trudno się więc domyślić, że na Panów "J" też byliśmy nieuchronnie skazani :)

13 września 2011

Kasai Uele - kosi kosi łapci :)

Trudno jest po stracie kociątka, które mogłoby żyć i cieszyć nas jeszcze długo, wrócić do normalności. Jednakże zdarzają się takie chwile, w czasie których nie jest możliwe, by się nie uśmiechnąć :)
Taka chwila zdarzyła się właśnie przed momentem :)
Nasza pchełka mała, Kasai Uele budziła się. Ale nie szybko, nie z pośpiechem typowym dla głodnego, wyspanego kotka, lecz leniwie i z namysłem :) Najpierw otworzyła swe śliczne, wciąż jeszcze po niemowlęcemu niebieskie oczka, a potem zaczęła sama ze sobą grać w "kosi łapci" :):):) W wydaniu kociątka - widok bezcenny :) :) :)
Udało mi się aparatem uchwycić kilka klatek z jej zabawy :)






Kasai Uele - jej imię to nazwa wielkiej, afrykańskiej rzeki - Kongo. To druga z dziewczynek z tego miotu, nosząca imię rzeki :)

12 września 2011

Kaweri Sungai - pożegnanie ...

Dziś w nocy pożegnaliśmy Kaweri Sungai. Miała 3 tygodnie.

Kaweri otrzymała imię, jakie nosi rzeka w Indiach oraz indyjska bogini urodzaju. Liczyłam, że to imię przyniesie jej szczęście ... Stało się niestety inaczej.

Kilka dni temu Kaweri zachłysnęła się pijąc mleko od swojej mamy Daylight Joy. Nie często zdarza się to w tym wieku, ale jej się zdarzyło. Miała wielkiego pecha ...
Szybko rozwinęło się u niej zachłystowe zapalenie płuc. Do końca wierzyliśmy, że je pokona. Była karmiona dożylnie i sondą, dotleniana, podano jej odpowiednie leki ... Niestety ... nie udało się ...

Nic więcej nie mogliśmy zrobić ...

Za pomoc w jej ratowaniu jesteśmy niezwykle wdzięczni weterynarzom opiekującym się kotami z naszej hodowli, pracującym w gabinecie Med-Wet w Bielsku-Białej ( http://www.medwet.pl/ ). Dzięki Wam Kaweri Sungai miała szansę, by przeżyć. Dziękujemy ...

Tęsknimy za Tobą maleńka ...