23 grudnia 2011

Sezon zimowy otwarty :):):)

Jak pewnie wielu z Was wie, szczególne miejsce w naszym domu zajmuje Boni. Boni jest seniorką rodu, naszym najstarszym Maine Coonem, ale przede wszystkim - niesamowitą kotką! Jest z nami już ładnych parę lat, ale wciąż znajduje nowe sposoby by nas zaskoczyć! Ma charakter rodem z kreskówki i - jej dzieci go po niej dziedziczą :) Dziedziczą po niej też odwagę :) Rozstanie się przez nas z jej dziećmi to coś nieporównalnego z niczym innym, bo koty z takim pomysłem na życie, lubimy najbardziej ! Ci którzy je mają, pewnie nie zdają sobie sprawy z tego, jakie mieszkają z nimi unikaty ;) Albo nie mają czasu o tym myśleć, bo z tymi stworkami nudzić się nie da :)
Spadł pierwszy śnieg, a to mnie zawsze inspiruje!
Nie inaczej stało się i teraz. Wybrałam sie na zimowy spacer z Boni i czwórką jej dzieci. To był ubaw!
Troje z nich po raz pierwszy w życiu widziało śnieg i miało okazję go dotknąć, ale to nie przeszkodziło im w zabawie, o nie!
 Nim się obejrzałam, biegały po całej działce z moimi córkami uczepionymi drugiego końca smyczy, miały frajdę, że hej !!!!  
 Nie wiedziały co mają ze sobą zrobić! Czy polować na sikorki dobrze widoczne na bezlistnych drzewach (szczekały aż miło), czy się w puchu wytarzać, czy biegać w kółko za własnym ogonem, ogonem towarzysza, itp. itd.
 Jupiter popisał się największą odwagą - postanowił wskakiwać na zaśnieżone iglaki :) Jakież było jego zdziwienie, gdy się pod nim ta wygodna półeczka zapadała :):):)  
 Biegały radośnie, przypruszone płatkami śniegu pozbieranego z drzew ... aż żal było zaganiać je do domu :):):)
 Zresztą z Jayem i z Jupiterem w tej ostatniej kwestii weszliśmy w poważny spór, za nic nie chciały wracać! Ćwiczyły zawracanie w miejscu, bieg przez tor przeszkód i wszystko co było w ich mocy, by tylko pozostać na tym odmienionym świecie !
Podobało im się tak bardzo, że z pewnością znów weźmiemy je na śnieżny spacer :) Niech się łobuzy nacieszą !

14 grudnia 2011

Nasze radości i ... duma

Tak jak wyprawianie kociąt z domu napawa nas smutkiem, tak ogromną radość spawiają nam późniejsze informacje o ich życiu :) Im częściej przychodzą, tym lepiej :) Dłuższy brak wiadomości zawsze napełnia nas niepokojem ... Staramy się nie "wchodzić z butami" w życie opiekunów naszych kociaków i nie narzucać się. Każdego z nich staramy się przekonać, że jesteśmy i zawsze, z każdą kocią sprawą może się do nas zwrócić ... Każda wiadomość z życia naszych malców jest dla nas bezcenna!
Gdy na moją skrzynkę mailową przychodzi nowa wiadomość od któregoś z opiekunów naszych kociąt, serce na moment zamiera ... Zawsze jest niepokój, czy aby czasem nie stało się coś złego ... bo przecież różnie w życiu bywa. Biorę głęboki wdech i otwieram wiadomość ...
Gdy ją czytam i widzę, że opiekunowie kotka chcą podzielić się z nami swoimi troskami i radościami, świat zyskuje nowy blask !!! Cieszę się, gdy mogę im pomóc, podpowiedzieć i wtedy kiedy wraz z nimi mogę się cieszyć ich radością :) Wspaniale jest czuć, że rozumieją, że kociaki są naszymi "kocimi dziećmi" i nigdy nie będą nam obojętne ... Jeszcze wspanialej, gdy z czytanej informacji wynika jasny przekaz, że kociak jest kochany, że jest pełnoprawnym członkiem swojej rodziny ... Wtedy rozpiera nas radość!
Gdy oglądam zdjęcia moich "maleństw" przepełnia mnie duma, bo widzę jak wyrosły, widzę ich rezolutne minki świadczące o tym, że jest im dobrze :):):) Nie ma większej radości dla nas, niż świadomość, że kociaki są kochane i szczęśliwe :)
Nie można pozostać obojętnym, gdy oglądamy takie widoki:
June Shine
 Ira Song
 Cactus Flower
 Arizona Dream
A to tylko kilka z wielu nadsyłanych do nas zdjęć !! Staramy się je pokazywać na naszej stronie, bo nic tak nie cieszy jak widok szczęśliwych kotów!

Z całego serca dziękujemy wszystkim opiekunom naszych kociąt za utrzymywanie z nami kontaktu :) To dzięki Wam hodowla ma dla nas sens !!! Nigdy nie myślcie, że nie jesteśmy ciekawi, co dzieje się z maluchami!

11 grudnia 2011

Wyloty ...

W ten weekend w drogę do nowego życia wyruszyły dwa koty z naszej hodowli - Ivy Delite, o której pisałam całkiem niedawno i Kasai Uele.
Niesamowite jest to, jak bardzo po kotach widać, że rozumieją co się dzieje. W ich oczach widać pytanie, niepokój, czasem trochę lęku pomieszanego z ciekawością, zainteresowaniem i gotowością na wyzwanie. Kociak, który ma opuścić dom zachowuje się najczęściej zupełnie inaczej niż dzień wcześniej w identycznej sytuacji, gdy odwiedzili go goście albo gdy przyszedł ktoś do innego malucha. Nie jest taki wesoły i radosny, więcej w nim czujności ... Z jednej strony chce się pokazać, a z drugiej najchętniej schowałby się w mysią dziurę ...
Osoby, które zabierają do siebie nasze koty, nie są w stanie tego zauważyć, ale my to widzimy. Ta minka nie taka rezolutna jak zawsze, te uszka czujniejsze ale i nie sterczące zawadiacko jak zazwyczaj ... i te pytające spojrzenia kierowane do nas ...
Nie jest łatwo przekazać im, że wszystko w porządku, gdy w człowieku narasta fala smutku z powodu rozłąki ... oj nie jest. To zawsze są dla nas najtrudniejsze momenty. Dla kociaków chyba też ...

Nie inaczej było w przypadku panienek, które wyjechały w ten weekend ...
Ivy powitała swoich nowych opiekunów z oczami wielkimi jak spodki. Przytulała się do nich, ale nie z taką energią jak wita innych gości, ustępowała też pola Jasmin, czego nigdy wcześniej nie robiła. Przyglądała się, obserwowała ... Widać było, że nie wie czego się spodziewać, nie wie czy ma być ostrożna, czy może powinna się cieszyć ... Ostatecznie wylądowała przy kontenerku i ciekawie, ale i z lękiem, zaglądała do środka obserwując jednocześnie swoich nowych opiekunów. 
Ostatnie spojrzenie Kasai na mnie było tak niepewne i pełne obaw, że nie można było pomylić go z niczym innym. Kotek, zwany przez nas "naszym domowym bengalem" tylko raz pokazał jak się skacze za piórkami, nie szalał jak nakręcony za zabawką ... Przyglądała się swoim nowym opiekunom, ostrożnie zaczepiala ... jakby pytała "czy będziecie mnie kochać?" Chyba dała się ostatecznie do tego przekonać, bo wypuszczona z rąk pobiegła napić się i pojeść przed czekającą ją długą drogą :)

Zawsze gdy maluchy wyjeżdżają, zastanawiam się, czego nie chciałabym zapomnieć ... Co zapamiętać z ich krótkiego życia z nami. Bo każdy kociak jest inny i każdy coś innego ze sobą niesie.
Jeśli chodzi o Ivy, to jest to dotyk jej mięciutkiego futerka, sposób w jaki zwisała (zwaliśmy ją "kotem zwisającym") i prosiła by przyszło do niej upragnione coś, to jak nas witała biegnąc i machając na prawo i lewo swoim długaśnym ogonem, jak bardzo się starała wykonywać polecenia "tresującej" ją Patrycji (chop na tą półkę, a teraz na podłogę, a teraz poproś o kiełbaskę, itp.), sposób w jaki się przytulała ... ech ... dużo tego ...
Kasai to nasz rudy płomyczek. Chciałabym na zawsze zachować w pamięci to, jak wyglądała polując w blasku słońca, jak się poruszała skacząc na łapach, które sprawiały wrażenie sprężyn, pozycji jakie przyjmowała w locie podczas swoich niezwykle długich i akrobatycznych skoków, spojrzenia gdy przychodziła się przytulić, dotyku jej mruczącego ciałka ... Ostatniej sytuacji gdy polowała na kursor myszy na ekranie ;) - oj na to wspomnienie nadal chce mi sie śmiać :) Wyskoczyła do wiszącego pod sufitem ekranu za kursorem myszy jak z procy, rozpłaszczyła się na nim jak latajaca wiewiórka i zjechała w dół bardzo zdziwiona tym, że nie dało się wejść do środka filmu :):):) I, oczywiście, tej firmowej minki i pozy Kasai:
Obu panienkom życzymy wszystkiego dobrego na nowej drodze życia. By były ze swoimi dużymi szczęliwe :):):)
A tu ostatnia, pożegnalna fotka czwórki rodzeństwa - naszych kochanych, rudych "K"otków:

5 grudnia 2011

Kochaj, choćby nie wiem co ;)

Jak napisałam już wcześniej - są koty które lubią być rozpieszczane bardziej i takie, które potrzebują takiego kontaktu z człowiekiem mniej. Liderką grupy, której mottem życiowym jest "kochaj choćby nie wiem co! " niewątpliwie jest Ivy Delite :)
Ivy kocha ludzi. Kocha ich towarzystwo, docenia hołdy jakie od nich (ode mnie też) otrzymuje. Jej zadowolona mina w czasie mizianek mówi wszystko. Nie ma to jak pieszczoty, drapanie pod bródką, za uszkiem, po brzusiu, masaż łapek to już w ogóle! Ivy potrafi docenić każdą formę bezpośredniego kontaktu z człowiekiem! To na naszych rękach czuje się najlepiej a kolana to jej ulubiona miejscówka :)
Temu kto dopieszcza Ivy, można pozazdrościć, bo Ivy nie tylko przyjmuje mizianki, ale również je oddaje! Obejmuje pieszczącego za szyję, przyciąga jego dłonie, przytula się całym ciałem od nosa po końcówkę ogona, otulając go nim jak cudownie puchatym szalem, nadstawia brzuś, całe swoje ciało wciska pod ręce... Gada przy tym jak najęta, mruczy, nawołuje ... Robi wszystko, by skupić na sobie 100% uwagi :)
Ivy potrafi też o mizianki lub przysmak cudownie prosić! W tym celu zwiesza się z mebla na którym siedzi i "klaszcze" przednimi łapkami :):):) Wygląda wtedy przeuroczo! Bo do machających łapek dołącza urocza minka, które powala nas na kolana :):):)
Ivy spędziła z nami sporo czasu. Zbliża się jednak powoli moment, w którym będziemy musieli się z nią rozstać ... Trudno nam o tym nawet myśleć ... To nie będzie łatwe rozstanie ...  Wierzymy jednak, że w swoim nowym domu znajdzie co najmniej tyle miłości, ile ma u nas ... Bez tej wiary, rozstanie z nią nie byłoby możliwe ...

3 grudnia 2011

Kot odmieniony

Baaardzo lubimy rozpieszczać nasze koty! Moglibyśmy robić to od rana do wieczora, a to głaszcząc, a to podsuwając pod nos pyszności, a to bawiąc się z nimi myszką czy piórkami na patyku, czy wreszcie zabierając na spacer :):):) Wszystko oczywiście w dawkach typowych dla rozpieszczania i spełniania zachcianek naszych futer :)
Reagują na to tak żywiołowo i z taką radością, że wręcz nie możemy się przed ich rozpieszczaniem powstrzymać! Niektóre potrafią też bardzo wyraźnie dać nam do zrozumienia, że dziś nie zostały rozpieszczone aż tak, jakby sobie tego życzyły :) Wtedy - dosłownie - wchodzą nam na głowę domagając się swego :) Na szczęście mieszkają z nami same grzeczne kotki, które nas nie wykorzystują, dom stoi a my nie chodzimy ze śladami kociego buntu na ciałach ;) 
Są jednak koty, które rozpieszczane być nie lubią, a przynajmniej bardzo starają się, byśmy myśleli, że tego rozpieszczania nie lubią. Niektóre czasem nie mają na nie ochoty, a inne starają się bardzo, by nie rozpieszczać ich nigdy.
 Bez wątpienia liderką tej ostatniej grupy do niedawna była Jasmin.
Jasmin długie miesiące udawała, że w ogóle nie ma dla niej znaczenia to, czy ją lubimy czy nie, czy ją w ogóle dostrzegamy! Traktowała nas wyłącznie jak dawców jedzenia, zabawy i spacerów ... I tylko strzelała tymi swoimi spojrzeniami z zadziorem na prawo i lewo, że hej! Kombinowała co tu zbroić, jak jeszcze pozbyć się nadmiaru nagromadzonej w niej energii. Podziwialiśmy jej wyczyny, bo nic innego nam nie pozostawało :)
 Któregoś dnia, wszystko się jednak zmieniło! Dlaczego? Kto pojmie zawiłą logikę kociego myślenia ... W każdym razie, pewnego dnia Jasmin postanowiła odmienić swoje życie. A może raczej - ubogacić je o nowe doznania, takie których wcześniej sobie odmawiała.
Nie dość, że uznała, że może od czasu do czasu przyjąć nasze hołdy i dać się wygłaskać. Jasmin nigdy nie poprzestaje na półśrodkach. Ona jak zwykle - zmieniła punkt widzenia o 180 stopni. W jednym momencie stała się kotem nieprzeciętnie miziastym, domagającym się uwagi, pieszczot, bycia na rękach ... Stała się najbardziej rozmizianym kotem w domu!! Biega za nami, przytula się, kręci pod nogami, wciska się między nas a inne futrzaste, obejmuje łapkami za szyję, zamiata tą swoją srebrną kitą ... Kot odmieniony !!!!
I tylko w jej oczach nadal czają się dzikie furie !
Zgadnijcie, komu ta odmiana sprawiła najwięcej radości - jej czy nam ? :):):)

25 listopada 2011

Sprawozdanie :)

Wczoraj "K"otki i ich starsza siostrzyczka Ivy Delite miały bardzo ciężki dzień.
Zostały wywiezione i długie godziny spędziły w lecznicy! Nie były z tego zadowolone, oj nie.
Cała piątka pomyślnie przeszła zabieg kastracji, a rudzielce także chipowania. Teraz nie tylko ja, nie będę mieć problemu z ich odróżnianiem :):):) Wystarczy sprawdzić numerek i już wiadomo, kto to :)
Po powrocie do domku, łobuzy urządziły straszliwą awanturę, bo za wolno wypuszczałam z transportówki, za wolno karmiłam, za wolno dawałam pić i zdecydowanie za wolno miziałam! Protest był bardzo zdecydowany :)
W przerwach między wykonywaniem powyżej wymienionych czynności maluchy zdążyły oblecieć i sprawdzić dokładnie wszystkie kąty, pobawić się, odszukać ulubione zabawki i nawet próby wskakiwania na meble były !!! Pacyfikowane szybciutko ...
Sporo czasu zajęło mi pilnowanie małych motorków, żeby sobie krzywdy nie zrobiły. W końcu były po zabiegu ... Choć patrząc na ich zachowanie trudno było w to uwierzyć ...
Długo nie mogły zasnąć ...
W końcu się udało i teraz od rana szaleją od nowa!!!

Innymi słowy mówiąc - ufffff ....

Gdy tylko ranki się zagoją, maluchy będą gotowe do przeprowadzki :)

13 listopada 2011

"K"otki - już dwunastotygodniowe !!!

Czas szybko płynie. Dziś "K"otki skończyły 12 tygodni! Przeleciało nie wiadomo kiedy!
Zmieniają się tak szybko, że nie ma możliwości za nimi nadążyć! Jedno pozostało niezmienione - nadal przepadają za mleczkiem mamy i w chwilach karmienia mruczą ... mruczą ... mruczą ...
Kibo Uhuru nadal jest największy. Z każdym dniem bardziej lubi kolana i przytulanki. W zapasach nie ma sobie równych! Może nie powala zwinnością, ale na pewno masą :)
Okazał się też być wielbicielem muzyki! Gdy moja córka Patrycja ćwiczy grę na kibordzie, siada jej na kolanach, patrzy w klawisze i słucha! Rodzeństwo może w tym czasie robić cokolwiek - zupełnie nie zwraca uwagi na resztę świata!
Kile Terjun pełna jest energii, czułości i oddania. Jest ulubienicą Karinki. Ciągle coś razem psocą :) Na widok piórek na patyku tak podskakuje, że wygląda jakby fruwała, no wypisz wymaluj latająca wiewiórka, a gdy ma dość, pada na naszych kolanach, przytula się i słodko zasypia... Wygląda jak puchata kuleczka tak długie i puszyste ma futerko.
Kungur Tagh nie traci zdobytych wcześniej umiejętności, doskonali się w rozkochiwaniu w sobie dużych :) Bryka, rozrabia i przytula się w sposób nie do podrobienia! Bardzo lubi towarzystwo dzieci. Z Karinką czyta książki. Kładą się wtedy razem na łóżku, Karina trzyma książkę, przewraca kartki i opowiada niestworzone historie, a Kungur leży na pleckach w zagłębieniu jej łokcia z łapkami opartymi na książce i słucha jej uważnie :) Oboje bardzo to lubią :)
Najsprytniejsza, najszybsza i najbardziej nieposkromiona jest Kasai Uele. Bez przerwy jest w ruchu, wszędzie jej pełno! To prawdziwy wulkan energii! W efekcie na jej ciele nie ma ani grama zbędnego tłuszczyku, jest powyciągana na wszystkie strony, długaśna, wysoka. Wyrasta na piękność, choć trzeba pilnować, by pośród swoich rozrywek znalazła czas na jedzenie ;)
I tak oto maluchy wchodzą w wiek, w którym pomału mogą zacząć się pakować ... Na trójkę z nich czekają już nowe rodziny, Kile Terjun wciąż jeszcze szuka domku. Przed nimi jeszcze drugie szczepienie, kastracja i ... wyruszą by zdobyć świat!

11 listopada 2011

Keira Knightley ... pożegnanie

Bardzo trudno jest mi pisać ten post ... Myślę jednak, że Keira nie może odejść bez pożegnania ... Nie zasłużyła sobie na to ...
Przyjechała do nas jako rozbrykany, wesoły kociak. Spełnienie naszych marzeń o srebrnym kocie w hodowli ... Żywiołowa i urocza. Zawsze wesoła, chętna do zabawy i odpowiadająca na każde wezwanie do mizianek. Pełna ciepła nawet podczas czesania jej długiego futerka, łagodna i czuła. Zakochaliśmy się w niej od pierwszego wejrzenia i tak już potem zostało :) Spędziła z nami sporo czasu. Odeszła niespodziewanie, pozostawiając po sobie wielką dziurę w naszych sercach ...  
Keira kochała ludzi, nas, nasze dzieci. To w ich towarzystwie najlepiej się czuła. Mruczała zasypiając z nimi na poduszce, bawiąc się ulubionymi piórkami na patyku ... Odpowiadała przywiązaniem i miłością na naszą miłość ...
Jej kariera hodowlano wystawowa również układała się po naszej myśli.
Szybko zdobyła tytuł Grant Inter Championa (Wielkiego Championa Międzynarodowego). Byliśmy z niej bardzo dumni! A Keira oczywiście nic sobie z tego nie robiła, nadal była "naszą Keirą".
Gdy miała mniej więcej dwa lata po raz pierwszy została mamą. Jej dzieci nas zachwyciły! Widać było, że może przekazać potomstwu wiele cennych dla nas cech! Planowaliśmy kilka kolejnych miotów z kocurami, które te cechy by wzmocniły, mieliśmy z nią związane naprawdę duże nadzieje. Postanowiliśmy, że Galaxy Star GreenGrove*PL - jej córka z nami zostanie. Teraz jeszcze bardziej dziękujemy losowi za tę decyzję ...
Niestety, los wziął sprawy w swoje ręce ...
Nasze plany nie zostaną już nigdy zrealizowane ... Keira od nas odeszła ...
Zdarzyło się to w tragicznych okolicznościach ... Keirze przytrafiło się coś bardzo niedobrego; ciąża zakończona niepowodzeniem z powodu ropomacicza, które się w jej trakcie rozwinęło. Zdecydowaliśmy się na kastrację Keiry połączoną z cesarskim cięciem. Zabieg miał miejsce wieczorem 7 listopada 2011 roku. Następnego dnia, około południa Keira odeszła ...
Nadal nie umiemy sobie z jej odejściem poradzić ... Nikt z nas nie brał w ogóle pod uwagę takiej możliwości! Ta śmierć nas zaskoczyła i głęboko dotknęła ... W końcu po kastracji Keira miała wieść szczęśliwe życie kastratki, tak jak nasza Panna Lu ... Nie umiemy się pogodzić z jej odejściem ...

25 października 2011

Wcielenia Kibo Uhuru

Kibo Uhuru - urodził się jako pierwszy, największy, najintensywniej rudy, itp. Wydawać by się mogło, że zawsze będzie przodować. No - niezupełnie. Bo Kibo ma wiele wcieleń i każde z nich ma swój urok ;)
Kibo Cwaniak
 Szybko okazało się, że Kibo to ostrożny kot! Nie pcha łap tam, gdzie nie wie co go spotka. Poczeka, popatrzy, poobserwuje z boczku, z przodu i z tyłu też jak się da. Zawsze znajdzie narwańca, który przetrze dla niego szlak! Woli wysłać na przeszpiegi swe rodzeństwo! Taki z niego cwaniak! Nakręca, prowokuje, a gdy robią to co jemu przyszło do głowy - siada i obserwuje ich poczynania. Nawet dogaduje coś czasem w mainecoonim języku! Gdy osiągną cel, naśladuje nie popełniając po drodze błędów jakie przytrafiły się reszcie towarzystwa.
 Wszystko wskazuje zatem na to, że w tym rudym futerku tkwi nieprzeciętna inteligencja! Bo po co miałby się narażać, skoro może w niebezpieczną strefę posłać jakiegoś narwańca? Zawsze się chętny znajdzie!
 Tą metodą, Kibo osiągnął już pełen standard umiejętności! Do działania przystępuje z determinacją na mordce i z widocznym w oczach przekonaniem, że świat należy do niego! Jednym skokiem pakuje sie na łóżko, jednym skokiem potrafi upolować piórko na patyku, w jednej sekundzie najeść się, napić i na koniec zasnąć w przytuleniu do rodzinki kociej lub ludzkiej bo i na kolana pakuje się w jednej chwili :)
Kibo Miziak
Kibo jeszcze nie wie, czy jest miziakiem. Nie ma za wiele czasu by to sprawdzić. A przynajmniej tak mu się wydaje ;) Gdy wpada w nasze ręce, przytulając się, Kibo wystawia łapki do głaskania: "tu środeczek pomasuj... o tu tu", drapany za uszkiem nadstawia je wdzięcznie machając pędzelkiem tak by dłoń trafiła w upatrzone przez niego miejsce, mruży przy tym rozkosznie swe wyraziste oczka ...
Bardzo to wszyscy lubimy. Choć łapka Kibo to mała łapka jeszcze, widać, że będzie z niej niezłe łapsko ;) Już teraz rozcapirzona wygląda jak wiosło! A rozcapirza się też przy innych okazjach, np. przy masażu, polowaniu, piciu mleczka od mamy :) Uwielbiamy te momenty!
 Jest coś jeszcze co nas w Kibo rozbraja - długaśne, gęste pędzelki, które sprawiają, ze uszko wydaje się jeszcze większe! Oj będą go ciągnąć w górę, będą! Przy miziankach pędzelki drgają w rytm mrrrruczenia ...
Kibo Model.
 Kibo jest urodzonym modelem! Prezentuje swe długaśne pędzelki, wielkie stópki i kształtną mordkę z lubością i upodobaniem, przybierając wdzięczne, typowe dla tej rasy pozy :) Tu łapki wyciągnięte, tam jedna na drugiej, albo jedna cofnięta, tu skrzyżowane... Uszka do przodu, pierś do przodu i ... można fotografować ;) Widać, że to zajęcie sprawia mu ogromną przyjemność!!!!
 Kibo Wariatuńcio.
Kibo ma jeszcze jedno wcielenie. Ujawnia sie ono wtedy, gdy znajdzie sparingpartnera, machacza piórkami, rzucającego myszką czy turlającego piłeczkę. Wtedy w Kibo budzi się prawdziwy drapieżnik! Uszka na boki, czujny wzrok, szybkie nogi i dawaj! Kibo poluje! Czyni to z wielką pasją i zaangażowaniem. W takich chwilach nieśmiałość Kibo pryska jak bańka mydlana! Staje się prawdziwym, gorącokrwistym drapieżcą!
Taki Kibo potrafi z miejsca wyskoczyć bardzo wysoko w górę tylko po to, by schwytać furkającą mu nad głową tasiemkę, biec nie pacząc po czym i do czego (co tam, ściana jest świetna do nawrotek), stać na dwóch łapkach przez kilka minut wiosłując za umykającą zdobyczą ...
Kto wie, jakie wcielenia Kibo pozostają jeszcze przed nami nieodkryte ... Każdy dzień przynosi coś nowego :)

19 października 2011

Roport z życia "K"otków

Na chwilkę odstąpiłam od opisywania ich przygód, ale nie dlatego, żeby się nic nie działo, o nie! Każdy dzień przynosił kociakom nowe umiejętności i doświadczenia. Perfekcyjnie opanowały zabawę z naszymi dzieciakami, zagryzanie myszek i polowanie na piłeczki.
Najważniejszym wydarzeniem ostatnich dni jest oczywiście to, że w niedzielę "K"ociaki skończyły 8 tygodni! To bardzo poważny wiek dla takich małych kotków ;) W przypadku kociaków okazał się także być wiekiem przełomowym.
 W tym właśnie wieku nasze biedne rudaski dostały po raz pierwszy zastrzyki i zostały zaszczepione. Zniosły to bardzo dobrze ... Nawet nie raczyły odespać tych atrakcji! Przeciwnie - wyzwoliły się w nich ogromne siły witalne! A takie siły muszą być do czegoś spożytkowane :)
 To wyzwolenie umysłów, rozszerzenie horyzontów, uświadomienie sobie własnych zdolności itd. poskutkowało ciężką pracą całej czwórki nad dziełem trudnym, acz jak się okazało - wykonalnym. "K"otki podjęły się zadania sprowadzającego się do odnalezienia sposobu wydostania się z kojca :) Potrzebne do zrealizowania tego planu umiejętności kociaczki posiadały nie od wczoraj, ale dotąd nie próbowały ich wykorzystać. Teraz to się zmieniło. Były niezmordowane! Całymi godzinami testowały ogrodzenie kojca. Były niezmordowane!
W końcu, po wielu próbach, Kile Terjun sforsowała zaporę! Nie dość, że zrobiła to raz - wkładana do kojca wyskakiwała z niego jak z procy w ciągu pięciu sekund :):):) Reszta próbowała pójść w jej ślady, ale bezskutecznie :) Tym sposobem, Kile uwolniła rodzeństwo! Teraz cała czwórka bryka po sypialni; buzie zadowolone, ogonki w górę i dawaj!
Nawet ostrożny z natury Kibo Uhuru się przełamał! Nie ma w nim już nawet cienia niepewności! Szaleje za zabawkami, skacze, zagryza się z rodzeństwem! Zachowuje się tak, jakby nigdy nie był nieśmiałym kotkiem :)
Tym oto sposobem kociaki weszły w kolejny etap swego rozwoju ...

14 października 2011

Ibri Jaguari GreenGrove*PL

Ibri Jaguari to koteczka z miotu "I", córka SC Amazing Beauty GreenGrove*PL i Bandito vom Newanhof. Kilka dni temu Ibri skończyła 8 miesięcy.
Kiedy szóstka kociąt z tego miotu biegała po naszym domu, nie było czasu na pisanie bloga :) Maluchy były wyjątkowo absorbujące :) Dziś czwórka z nich zmienia życie innym "Dużym", a z nami mieszka Ibri i jej siostra Ivy.
Kociaki "I" na wystawie w kategorii miotów wywalczyły ocenę BEST IN SHOW !!! Jesteśmy z nich do teraz bardzo, ale to bardzo dumni :):):) Wystawianie ich było dla nas wielką przyjemnością :)
Sama Ibri Jaguari jest bardzo kochanym stworkiem, delikatnym i czułym. Gdy wtula się w nas na jej pysiu widać szczęście, mruczy gdy tylko zostanie wzięta na ręce, barankuje i ugniata nasze kolana.
Uwielbia wszelkiego rodzaju zabawy. Biega z radością za piórkami, poluje na myszki i gra w piłkę z pasją i oddaniem :) Nie ma tez nic przeciwko kocim wyścigom i zapasom :)
 Ibrunia nie przepada jednak za tłokiem. Woli poczekać, aż reszta sie zmęczy i dopiero wtedy biegnie do nas, czy rusza do zabawy. Nie przepycha się z bardziej przebojowymi futrami ...
 Nie jest jednak tak, że nie lubi towarzystawa innych kotów, o nie! Ma swoich futrzastych przyjaciół z którymi rozrabia od rana do wieczora :) W końcu gra w piłkę solo nie jest wcale taka fajna ;)
Szukamy dla Ibri domku, w którym nie będzie ani samotna, ani zagubiona w tłumie :) Chcielibyśmy bardzo, by ktoś pokochał ją tak gorąco, jak my ...

"J"otki :)

Bracia "J" zwani czarnym i białym, choć tak naprawdę jeden z nich jest czarny a drugi rudy dymny, ostatni wieczór spędzili na wspólnej, podsufitowej zabawie na szczycie drapaka :) Przybierali przy tym takie pozy i robili takie miny, że mimo słabego światła, po prostu musiałam to uwiecznić.
Zresztą - sami popatrzcie, co wyprawia ten duecik ;) 
Zainteresowany Jay :)
Jeszcze bardziej zainteresowany Jupiter: Co tam masz ????
Patrz brat! Patrz!!! WAW !!!!
Widziałeś kiedyś takie cuda?!
Złapałem! Złapałem i nie puszczę !!!
Odleciało ...
To ja się wynoszę ...
No wróciłem jednak. Strasznie to fajne coś jest !
Ja sem netoperek !!!! czyli spadło :(