26 listopada 2009

Dzień zwisającego kota

Mamy dziś dzień zwisającego kota :) Bez dwóch zdań.
Do domu dotarłam zmęczona, wręcz wyczerpana - ot codzienny kierat ... chyba każdy to zna. Po takim dniu, ciężko dostrzec urodę świata. Na szczęście mam koty. A one najlepiej wiedzą, jak odmienić mój dzień :) Nie zawiodły mnie i dziś. Urządziły "dzień zwisającego kota".
Kocięta z miotu "D" skończyły we wtorek 12 tygodni. Są moją dumą i radością. To drugie pokolenie Maine Coonów, jakie przyszło na świat w naszej hodowli. Miot wymarzony i wytęskniony. Póki co - jako hodowca jestem bardzo, ale to bardzo zadowolona z tego jak wyglądają. O ich charakterach, tym jakie są mogłabym opowiadać nieskończenie długo. NIe ma w nich źdźbła agresji ... są jak chodząca delikatność, czułość, miłość. Nie zawiodło mnie połączenie Beauty z Quebracho. Kociaki są dokładnie takie, jakie chciałam, by były. Mam nadzieję, że ich dalszy rozwój również pójdzie we właściwym kierunku :) To sprawiło, że zdecydowaliśmy się na zostawienie w hodowli dwóch kotek z tego miotu.
Jednak przede wszystkim, są to nasze kocie dzieci, przebywanie z nimi to ogromna przyjemność. Są pełne energii, chęci do psot i wszelkich możliwych zabaw. Wszyscy lubimy spędzać z nimi czas, podziwiać ich spryt i zręczność.
Dziś malce dosłownie "ubrały" drapak zwisając z niego w najrozmaitszych konfiguracjach. Dla mnie te zwisy, to kwintesencja wyglądu Maine Coona. Raz jedna łapka, raz dwie w dół, uszka w górę - patrzcie i podziwiajcie. To ja! Maine Coon!

No więc siedziałam, podziwiałam, zabawiałam ... W końcu w pełni odzyskałam siły i chęć do życia, wzięłam do ręki aparat i uwieczniłam te zwisy ... Czas wyprowadzek zbliża się nieubłaganie ...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz