11 grudnia 2009

Kastracja ...

Dzisiejszy dzień upływa pod znakiem kastracji. Kolejne kocięta przygotowują się do opuszczenia naszego domu ...
To zawsze jest trudny dzień. Zabieg, narkoza ... to rodzi pewne obawy, choć nie pierwszy raz przez to przechodzimy ... Ale tak jest zawsze - bez względu na to w jakim wieku kot poddawany jest narkozie. Trzeba to po prostu przetrwać ...
Decyzję o kastrowaniu kociąt przed opuszczeniem domu, podjęliśmy jeszcze przed urodzeniem się pierwszego miotu w naszej hodowli. Nie była to decyzja pokierowana modą czy wygodą. Przygotowywaliśmy się do tego gruntownie, czytając literaturę, przeglądając wyniki badań, statystyki, rozmawiając z zaufanymi weterynarzami, z hodowcami którzy kastrują u siebie kocięta od lat i mają własne doświadczenia i obserwacje z tym związane ...
Wiedzieliśmy już wtedy, że taka kastracja nie ma negatywnego wpływu na rozwój kotów ! Gdybyśmy mieli co do tego jakiegolwiek wątpliwości - nie zdecydowalibyśmy się na ten krok.
Kochamy nasze koty bardzo - wszystkie razem i każdego z osobna. Dbałość o ich zdrowie, jest tym co dla nas najważniejsze! Kompleksowo badamy koty przed dopuszczeniem ich do rozrodu, rozmażamy wyłącznie te koty, których zdrowie nie budzi zastrzeżeń ... szczepimy, odrobaczamy, dopieszczamy, uczymy manier, pomagamy złapać pierwszy oddech na tym świecie ...
Dlatego jest mi bardzo przykro, gdy na wieść o tym, że kociak może opuścić nasz dom dopiero po kastracji słyszę "uważam, że to jest bardzo wielka krzywda". Nigdy nie zrobilibyśmy niczego, co mogłoby wpłynąć negatywnie na zdrowie naszych podopiecznych !!! A na pewno, nie zrobilibyśmy im krzywdy ! W maleństwa wkłada sie bardzo wiele serca i pracy ... śledzi się każdy ich oddech, każdy krok, pilnujemy czy kociak dojadł, czy prawidłowo się rozwija ... To wszystko wymaga ogromnego zaangażowania, a często również wielu poświęceń (nieprzespane noce, godziny spędząne u weterynarza, itp. itd.) Chcemy czy nie - przywiązujemy się do naszych maluchów ... kochamy je ... jak moglibyśmy zrobić im krzywdę ?
Jesteśmy przekonani, że nie tylko nie robimy im krzywdy, ale wręcz chronimy je przed wieloma zagrożeniami! Nie trafią do pseudohodowli (rozmnażalni), gdzie będą nadmiernie eksploatowane, wycieńczane i wykorzystywane. Znacznie zmniejsza się ryzyko ich zachorowania w przyszłości na raka sutka. Nie zginą gdy niedopilnowane i gnane chęcią przedłużenia gatunku uciekną z domu i zgubią drogę powrotną do niego. A to tylko część płynących z tego korzyści! Ich opiekunowie nie będą zmuszeni przeżywać stresu związanego z zabiegiem i rekonwalescencją dorosłego kota, która jest o wiele trudniejsza, nie będą obserwować swego pupilka, który zapomina o nich gdy zaczyna dorastać, staje się niedotykalski, sika po kątach ...
Teraz mamy już własne doświadczenia z kastrowanymi kociętami. U żadnego z naszych kotów nie stwierdzono jakichkolwiek problemów wywołanych zabiegiem! Rozwijają się zdrowo i normalnie ! Koty pokazane na zdjęciach w tym poście, były poddane temu zabiegowi. Czy wyglądają na koty, którym zrobiono "bardzo wielką krzywdę"? Nie sądzę ...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz