O srebrnym klasycznie pręgowanym kocie marzyłam jeszcze zanim po raz pierwszy zobaczyłam Maine Coona i na długo przed tym, jak dowiedziałam się, jak też ten kolor się nazywa! Czarno-białe, pokręcone pręgi pociągły mnie i powodowały szybsze bicie serca ... Czyste piękno i dzikość - z tym mi się zawsze kojarzyły. Pewnie dlatego, gdy pomyślałam o hodowli, zapragnęłam by zamieszkał w niej kot właśnie w tym kolorze.
Takiego kota szukałam, jednak na Keirę natknęłam się przypadkiem. Zakochana byłam bardzo w jej mamie, jednak spóźniłam się. Zamieszkała w innej hodowli - śledziłam jej losy i czekałam na jej maluchy. W końcu, gdy przyszły na świat, wśród nich pokazano mi nowonarodzoną Keirę - z zastrzeżeniem, że nie jest dostępna niestety ... To nie była dobra wiadomość, bo ze wszystkich maluchów, właśnie ona podobała mi się najbardziej.



Największym zaufaniem darzy naszą najstarszą córeczkę - Patrycję. Na jej rękach czuje się najbezpieczniej :)
Ostatnio ze zdumieniem obserwuję, jak Keira się zmienia, nabiera wyrazu, kształtu, pełni ... jak z podlotka zmienia się w dorosłą kotkę. Jej rysy kształują się, nabierają harmonii ... Patrzę na nią z prawdziwą przyjemnością :) A ona spogląda na mnie swymi zielonymi, dzikimi, czujnymi oczyma, jakby pytała "ale o co chodzi?"
Jak to o co kiciu ... o kochanie ... ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz