Wzięłam aparat do ręki by zrobić kilka wyrywkowych zdjęć kociastym ... Pstrykam sobie, aż tu nagle przed obiektyw wskoczyła mi Boni! Jak to ma w zwyczaju - spojrzała na mnie tak wymownie, że nie miałam żadnych wątpliwości o co chodzi ... Jak przy tej sesji mogłam zapomnieć o jej dzieciach?
Po tym upomnieniu, od razu poczułam się ustawiona do pionu i zrobiłam kilka - moim zdaniem udanych - zdjęć rodzince "M"isiów :):):) Boni siedziała przez cały czas przy moim boku i pilnowała by wszystko odbywało się jak należy. Na jej pysiu widać było żywą satysfakcję ;)
Misty i Maroco różnią się od siebie tak bardzo jak ich imiona. Jedna gorąca - druga zimna, jedna płonie - druga gasi. Jedna jest kopią mamy (Maroco) a druga taty (Misty). Do tego, żadna z nich nie jest podobna do starszego rodzeńśtwa, czyli do "J"otków. Zadziwiające co ta genetyka potrafi nam zaserwować!
Dziewczynki biegają po porodówce, ćwiczą zapasy i z coraz większym zainteresowaniem wyglądają na wielki świat. Przestawione w miejsce zupełnie dla nich obce nie reagują lękiem lecz intensywnym zainteresowaniem! Jeśli odziedziczyły po mamie gen obieżyświata ... ich opiekunowie nigdy nie będą się nudzić ;)
Na koniec na plan zdjęciowy weszła usatysfakcjonowana Boni i przystąpiła do mycia dzieci ;) Równie wymownie jak wcześniej - dała mi do zrozumienia, że czas zakończyć sesję, bo ona musi się nimi zająć. Nakarmić, napoić, umyć. Ot - zwykłe matczyne obowiązki :):):)
Maroco wygląda jak miś :)) Misty taki biedny wychudzony kotek przy Maroco ;)
OdpowiedzUsuńZupełnie do siebie nie podobne.
OdpowiedzUsuńMaroko - puchatka w moim ulubionym ubarwieniu.
Misty jest eteryczna i zwiewna jak mgiełka ;) I choć wizualnie różnica między nią a Maroco jest duża, tak naprawdę dziewczynki dzieli 10g wagi ;)
OdpowiedzUsuń